....piękny świąteczny dzień, w głowach zrodził się pomysł na pojeżdżenie....a że dawno tego nie robiłem to musiałem pozbierać zabawki: w tym warsztacie kurtka a w tamtym kask i rękawice a no i jeszcze kominiarka.... Motocykl zatankowany pod korek, ideał... duet 2 leniwie patrolujących miasto bokserów zakłócił widok gołych lasek popychaczy poruszających się w takt wałka rozrządu....no żesz Qwa!!! .... na domiar tego kranik cieknący jak zarzynana świnia.... Zdawało by się motocykl ładnie odrestaurowany, każdy kto go widzi się zachwyca, a tu taki FUCK'UP i to po pierwszych 2 kilometrach. Ktoś założył stare za luźne? gumki osłaniające popychacze. Ciśnienie w skrzyni korbowej wypchnęło je z łatwością po pierwszym kilometrze...nie wiem czy da się założyć nowe bez zdejmowania głowic i cylindrów....opaski zaciskowe doraźnie załatwiły sprawę.
Ale nic to - naprawa "gwoździem i drutem" i w drogę.
Wcale nie tak leniwym tempie przemierzaliśmy kilometry podmiejskich, mniej uczęszczanych DUKTÓW...by dotrzeć do Majątku Howieny na rosołek i żurek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz