Zamiast szpachlówki stosowało się cynowanie czy ołowiowanie karoserii (chodzi oto samo, będę używał tylko jednego określenia). Za namową Krzyśka który to podjudził mnie do wyciągnięcia z szafki zestawu do cynowania karoserii. Stary motocykl (BMW R68) to musi być i stara technologia... dałem się namówić. Cynowanie ma tę przewagę że cyna nie "siada" - tzn zapada się tak jak szpachlówka po jakimś czasie kiedy dobrze doschnie. A im grubiej szpachli tym proporcjonalnie większe zeschnięcie. Inna zaleta cyny to taka że cyna nie pęka, jest stosunkowo elastyczna poddaje się razem z elementem. Skoro cyna jest tak dobra, to dlaczego się jej powszechnie nie stosuje. Jak nie wiadomo oco chodzi to chodzi o pieniądze.... Proces cynowania jest dużo droższy niż szpachlowanie. Chociaż przyznam ze cynowanie wraca do łask. Nie dalej jak 2 tygodnie temu miałem telefon od sympatycznej pani która znalazła na moim blogu wzmiankę że coś tam cynowałem (zbiornik do francuza). Ów pani zapraszała mnie na 4 godzinny kurs cynowania za 280zł. Pani pracowała w firmie restaurującej samochody, gdzie proces cynowania jest w codziennym użyciu. Także widać zainteresowanie i reaktywację tą starą metodą.
Wracając do tematu cynowania, postanowiłem zacynować miejsca po zaspawanych otworach. Pomimo że były na cienko do zaszpachlowania to postanowiłem je naprawić "w starym stylu".
Niezbędne rzeczy to pasta do cynowania, palnik, szpatułka, specjalny tarnik, no i oczywiście cyna...
Gdy już to wszystko przygotowałem zabrałem się za pobielanie powierzchni. Posmarowałem pastą do cynowania, podgrzałem palnikiem a gdy pasta zaczęła połyskiwać starłem nadmiar bawełnianą szmatką, czynność powtórzyłem kilkukrotnie w miejscach gdzie były nierówności. Następnie naniosłem cynę i rozprowadziłem w miejscu wgniecenia. Dałem wszystkiemu wystygnąć i całość opiłowałem tarnikiem. Niektóre miejsca musiałem poprawić, bo za mało było cyny, ale wyszło całkiem nieźle....
ślady po otworach postanowiłem zacynować
na wgnioty naniosłem pastę do cynowania
podgrzałem palnikiem i starłem bawełnianą szmatą
naniosłem cynę na wgłębienia
a tu "mistrzu" przy pracy
A tu "mistrzu" opiłowuje nadmiar cyny. To narzędzie to tarnik blacharski. Zwykły pilnik się nie nadaje, po 2 ruchach się zakleja. Kiedyś uzyskiwałem niezłe efekty stosując zamiast tarnika gruby papier ścierny.
wygląd po rozprowadzeniu cyny szpatułką. Następny etap to opiłowywanie.
a tu częściowo opiłowany błotnik. placki w innym kolorze to właśnie cyna.
jak to mówią francuzi, "włala"
przedni błotnik ma zgrzane wzmocnienia w miejscach wsporników. Korozja pomiędzy blachą a błotnikiem spowodowała spęcznienie blachy jak i błotnika.
widać deformację wokół otworów na wspornik
nie dało się tego wyklepać, korozja "spuchła" i zdeformowała błotnik
wyciąłem blachy i w miejscach oryginalnych zgrzewów nawierciłem 6 otworów. W nich umieszczę spoiny otworowe. Po odcięciu blach możliwe było wyprostowanie błotników. Korozję wyszczotkowałem do "0". Jej resztki potraktuję "FOSOL"em.
Wyciąłem nowe, identyczne z oryginalnymi blachy wzmacniające. I już chciałem je przyspawać, gdy zobaczyłem że ostatnim razem po spawaniu nie zakręciłem butli z CO2. I cały dwutlenek węgla rozproszył się po warsztacie.....
Konrad dobra robota, ale temperatura za duża przy zabielaniu,
OdpowiedzUsuń