wtorek, 11 listopada 2014

BMW R51/2 - 68 kilometrów....

....przejechało w duecie BMW R51/2 i młodsze o 20 lat BMW R75/5... Co prawda na początku nie obyło się bez awarii i posypało się pare qrw... ale tyrtyrki załatwiły sprawę....
....piękny świąteczny dzień, w głowach zrodził się pomysł na pojeżdżenie....a że dawno tego nie robiłem to musiałem pozbierać zabawki: w tym warsztacie kurtka a w tamtym kask i rękawice a no i jeszcze kominiarka.... Motocykl zatankowany pod korek, ideał... duet 2 leniwie patrolujących miasto bokserów zakłócił widok gołych lasek popychaczy poruszających się w takt wałka rozrządu....no żesz Qwa!!! .... na domiar tego kranik cieknący jak zarzynana świnia.... Zdawało by się motocykl ładnie odrestaurowany, każdy kto go widzi się zachwyca, a tu taki FUCK'UP i to po pierwszych 2 kilometrach. Ktoś założył stare za luźne? gumki osłaniające popychacze. Ciśnienie w skrzyni korbowej wypchnęło je z łatwością po pierwszym kilometrze...nie wiem czy da się założyć nowe bez zdejmowania głowic i cylindrów....opaski zaciskowe doraźnie załatwiły sprawę.



Z warsztatowych zapasów wygrzebałem o-ring który powstrzymał wyciek z odstojnika. Widok syfu w odstojniku nie był zbyt pocieszający, trzeba będzie dla ochrony gaźników założyć filterki paliwa.

Ale nic to - naprawa "gwoździem i drutem" i w drogę.
Wcale nie tak leniwym tempie  przemierzaliśmy kilometry podmiejskich, mniej uczęszczanych DUKTÓW...by dotrzeć do Majątku Howieny na rosołek i żurek.


Pokrzepieni ciepłą strawą ruszyliśmy dalej, w międzyczasie przecinając Szlak Konopielki...dotarliśmy szczęśliwie do domu... Na liczniku przybyło 68km. Całkiem nieźle jak na listopadowy wypad.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz