czwartek, 18 czerwca 2015

Podróż poślubna - Sverige 2015 - "tam gdzie nas oczy poniosą"

Pomysł wyjazdu narodził się w Mc' Donaldzie 2 miesiące temu, jak jeszcze nie miałem swojego motocykla.
.....  kombinuj motocykl i pojedziemy do Szwecji.... powiedział "ALF" - mój stary kolega... i tak się zaczęło. Po jego stronie było zarezerwowanie promu, a ja miałem poszukać motocykla.....
Z różnych powodów ten wyjazd mi nie pasował,
....bo przeprowadzka warsztatu,
....bo spóźnione projekty,
....bo coś tam, coś tam....itp.
Było nerwowo, ale doszedłem do wniosku że zawsze było, jest i będzie jakiś powód na NIE. Dlatego postanowiłem pojechać na przekór wszystkiemu.

PRZYGOTOWANIA - Wielka improwizacja.....
-przygotowań  w zasadzie nie było.....motocyklem zrobiłem do chwili wyjazdu 715km. Z różnych powodów nie miałem na nie czasu, chęci, czy wiedzy.....nigdy wcześniej nie wybierałem sie w 3000km przejażdżkę.
Jazda motocyklem bez szyby z prędkością powyżej 100km/h to walka z wiatrem, który targał mną jak kukłą...nic fajnego a na pewno nie przez 3000km.
Dozbroiłem motocykl w oryginalną szybę BMW....okazało się że jest DUUŻO lepiej niż bez szyby. Ale strumień powietrza akurat wypada na wysokości kasku robiąc straszny hałas.....i trzeba się garbić, poratował mnie Krzysiek deflektorem.
Brakowało mi spodni motocyklowych....chciałem kupić ale.....chciałem jakieś dobre, tanie i najlepiej w jasnym kolorze....BMW Air Flow.....najchętniej.....ale ceny powalają....jak zwykle w przypadku MC zadziałała improwizacja.
Przypomniałem sobie o spodniach które kiedyś kupiłem na narty w Alpy.....założyłem je raz....ale jak je kupowałem to pomyślałem że są prawie jak motocyklowe.....tylko bez protektorów. Na początku pomysł założenia spodni narciarskich rozbawił mnie prawie do łez....ale jak zmarzłem na wieczornej przejazdżce to postanowiłem je obejrzeć. I jak je wyciągnąłem z czeluści szafy to potwierdziłem pierwsze wrażenie - jak motocyklowe. Potwierdziła  to metka wodoszczelne 10 000mm, wiatroszczelne, oddychające, posiadają wentylację i klejone szwy. Więc wszystko to co powinny mieć dobre spodnie motocyklowe. Pozatem są na szelkach co uważam za dodatkowy atut, bo wiatr nie zawiewa nerek, nie trzeba się mocno ściskać w pasie. Pierwsza przejażdżka potwierdziła ich użyteczność. Czułem się w nich komfortowo, był zimny wieczór a mi po 75km nie było zimno.
Kurtki mam 2 ale w zasadzie używam jednej, po kilku jazdach doszedłem do wniosku że kurtka założona na sam T-shirt jest chłodna. Odwiedziłem Decathlon dozbroiłem się w cienką bluzę polarową i bluzę termoaktywną dla biegaczy oraz nieprzemakalną i nieprzewiewną kurtkę. Polar + gumowana kurtka którą można schować w kieszeń to optymalny zestaw żeby wyjść w chłodny, wietrzny wieczór na zwiedzanie miasta....
Buty miałem kupić nowe, ale ...... z jakichś powodów zostałem przy starych sprawdzonych skórzanych butach z cholewką i metalowym noskiem..
Na wypadek deszczu miałem kombinezon przeciwdeszczowy od Krzyśka. Chciałem kupić jeszcze ochraniacze na obuwie i rękawice, ale jak je przymierzyłem to były tak niekomfortowe że nie wiem czy przejechał bym w nich 50km.....
Pomyślałem że w razie "awarii" zaimprowizuję ochraniacze z toreb foliowych i taśmy izolacyjnej.... W połączeniu z kombinezonem powinny "dać radę"
Rękawice - wziąłem 2 komplety, jedne skórzane na zimne dni, drugie letnie szmaciane - szybkoschnące, jeździłem w nich na Quadzie i krosie.....Oczywiście obydwie pary z ochraniaczami newralgicznych miejsc.
Kask mam otwarty, chciałem kupić nowy szczękowy.....miałem wybrany model, ale sprzedawca w sklepie namieszał mi w głowie......i pomyślałem "co nagle to po diable".
Do kasku zakładam  kominiarkę i maskę nieopranową na twarz. Ich połączenie daje całkiem niezły komfort podróży. Jak się potem okazało maska neopranowa bardzo dobrze wycisza hałasy w otwartym kasku.
Zamontowałem w motocyklu 2 hermetyczne gniazda w motocyklu do ładowania telefonu.
Telefon użyłem jako nawigacji, i radia w czasie podróży.....ale radio w moto to słaby pomysł, szumy i gubienie sygnału było irytujące.
TANK BAG.  Kiedyś dostałem go przy okazji kupna któregoś z motocykli.....leżał zapomniany w starym warsztacie.....umyłem go i okazał się w całkiem niezłym stanie.....pozatem miał mapnik w którym umieściłem wydrukowaną mapę Białystok Gdynia.....- niby droga znana, ale......srtrzeżonego Pan Bóg strzeże....
Do środka zapakowałem drugą parę rękawic, płyn do mycia szyby, ręcznik papierowy, i parę podręcznych drobiazgów coby ich nie szukać w kufrach....no i butelkę wody do picia.
Tyle przygotowań. Aha, gdzieś wyczytałem że na tygodniowy wypad można spakować się w tank bag..... myślę że jest to do zrobienia.....

PLAN PODRÓŻY
...był taki że nie mamy planu...wysiadamy w Szwecji i tam podejmiemy decyzję w którą stronę jedziemy....no bo przecież motocykl to wolność....

Do terminalu w Gdyni mam ponad 520km. - przejechałem je za jednym razem z krótkim przystankiem na tankowanie. Ostatnie 100km moje 4 litery szukały różnych miejsc na kanapie coby je troche zrelaksować. Ale to chyba bardziej z braku przyzwyczajenia do robienia takich przelotów. Pozatem cała droga do Gdyni przebiegła komfortowo, nie za zimno nie za ciepło - wręcz idealnie. Jedynie wiatr dawał dyskomfort podróży. Myślę że zmiana na dobry kask zamknięty powinna przynieść wymiarne rezultaty.

Z Alfem - moim współtowarzyszem podróży umówiliśmy się na terminalu w Gdyni, czyli na miejscu z którego wypływamy promem do Karlskrony.
Na miejsce dojechaliśmy jednocześnie ja  z Białegostoku, on z Warszawy.
Pod terminalem spotkaliśmy grupę ok. 50 motocyklistów z klubu motocyklowego w Olsztynie, jadących tak jak my do Szwecji.
miejsce z którego zaczęliśmy naszą wyprawę - Port Gdynia Stena Line. (w prawym dolnym rogu Alf)

była nas całkiem pokaźna grupa....
zabezpieczyliśmy motocykle pasami...

zabezpieczyliśmy motocykle pasami....
i poszliśmy ulokować bagaże w kajucie. Na wyjazd zrobiliśmy pamiątkowe koszulki....

pierwsze oficjalne zdjęcie w wyjazdowych barwach. (SVERIGE znaczy Szwecja)
pożegnaliśmy się z portem w Gdyni ( udało się nam nawet sfotografować okręt podwodny - ten czarny w porcie)

pogoda była wyśmienita.....morze spokojne.....a zachód słońca piękny...

ponad 500km w siodle + 2 piwa wystarczyły żeby zadowolenie mieć wypisane na twarzy....
Szwecja przewitała nas równie pięknym wschodem słońca.

wejście do portu w Karlskronie naszpikowane jest fortyfikacjami na wyspach

Port w Karlskronie

I'm not STIG, my name is ALF. - inspekcja motocykli przed podróżą.
MAKING GOOD TIME - myślę że to może być motto podróży
po drugiej stronie portu w Karlskronie

to w tym miejscu zapadła decyzja co do kierunku podróży....jedziemy na Olandię.....

ku przygodzie....wyspa na Olandii
Nawigacja BMW ma funkcję krętych dróg - to jedna z nich.
Zatrzymałem się na chwilę żeby odkręcić deflektor - patrzenie przez niego zniekształcało widok, co przy szybkim wchodzeniu w zakręty w połączeniu z pstrokatymi cieniami rzucanym na drogę było niebezpieczne.
mijamy samochód co 30-40km!!! coś niesamowitego.
dojeżdżamy do KALMAR'u skad 6 kilometrowym mostem dostajemy się na wyspę Olandię 

Port w Kalmarze.
W Olandii podziwiamy słynne wiatraki, tu akurat zatrzymaliśmy się na chwilę  na polu kempingowym...

....gdzie odbywał się zlot starych samochodów Volvo
po drodze doznałem niemałego szoku jak  zobaczyłem 85 letnią staruszkę  w czapce pilotce za kierownicą Austina z lat 30. - być może miała te auto od nowości.....kto wie....
zawróciłem żeby to sfotografować  ten niecodzienny widok.
to był taki Austin (zdjęcie z internetu)

w oczekiwaniu na Pizzę kolega prezentuje koszulkę....

Oprócz delektowania się smakiem pizzy, delektowaliśmy się takimi widokami....
zdobywszy północny koniec Olandii, wracaliśmny na południe, gdy mi zapaliła się rezerwa....
czas na pierwsze tankowanie w Szwecji. Samoobsługowe stacje, w których płatność jest tylko kartą.
Alf przymierzył się do stojącej na stacji kosiarki.
Morbylanga - portowe nabrzeże

Sodra Mockleby - sam południowy kraniec Olandii - przysłowiowy koniec świata.....takie widoki mieliśmy na codzień....

kolacja na falochronie.....o zachodzie słońca...

do sklepu musieliśmy jechać  25km w jedną stronę, ale kolacja była "na bogato" 
chleb z kminkiem, wędlinka, żółty ser, pomidorki  i 3 różne dressingi, a i oczywiście witaminy ukryte w bananach. Banany musiałem zjeść sam bo Alf powiedział że go zdrowe jedzenie zabija.... :)

koniec świata.....plaża - falochron z kamieni otoczaków....
 Takimi widokami delektowaliśmy się na codzień,,,, z morzem w tle 

to nie dom Dzieci z Bullerbyn.....tylko nasz pensjonat, zbudowany w 1804roku dla robotników z fabryki produkującej uwodniony siarczan potasowo-glinowy (KAl(SO4)2 · 12 H2O) tzw kamyk na krwawienie....

jak wyżej

znak mówi wszystko .....

teren ruin fabryki (KAl(SO4)2 · 12 H2O) jest ogrodzony, ale jest specjalne miejsce - drabina na płocie po której można przejśc na drugą stronę.... Alf forsujący ogrodzenie z siatki
i wszystko jasne....

z fabryki najlepiej zachował się komin....
nieopodal znajduje sie "miejsce mocy" stonehenge

piramidy nie udało się przesunąć, ale zaczerpnąć energię na dalszą podróż.
po opuszczeniu wyspy Olandii udaliśmy się w stronę jezior...gdy....
....gdy na przydrożnym garażu wypatrzyłem opuszczone auto...

....FIAT 124 Sport Coupe





kto widział taki dzielony szyberdach?

to mogło by być takie piękne auto....

docieramy do jeziora Vattern , skąd promem przeprawiamy się na wyspę Visingso ..... 

....by dotrzeć do odjechanego pensjonatu? Templete Garten gdzie nocowaliśmy w domkach Troli 3x3m i drzwiach wysokości 1,5m

w oknie zmieściły się tylko kaski....takie duże były....

rotunda na tym samym kempingu?

aleja a na jej końcu drewniana 

w ogrodzie pełno dziwnych rzeźb

....dziwne miejsce....

widok z wyspy na jezioro
i ruiny zamku
jadąc na wyspę minęliśmy muzeum motorowerów i motocykli.....by wrócić do niego następnego dnia.
ale muzeum to temat na oddzielnego posta....

cały czas jechaliśmy takimi drogami jak ta w tle.... winkiel za winklem, 
winkle szybkie i wolne, winkle śmierci i winkle z hopkami, w dolinkach i na wzgórzach, zaliczyliśmy setki zakrętów każdego rodzaju.

a że winkle to jest to co tygryski lubią najbardziej to nie oszczędzaliśmy ani siebie ani maszyn, widać że opona pracowała całą swoją szerokością, na niektórych winklach schodziliśmy dosłownie "na kolano"
przyjęcie urodzinowe Alfa....kawa i ciastko na nabrzeżu w Halmstad'zie


w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w OGROMNYM centrum motocyklowym, było chyba ze 300motocykli .......nawet motocykle INDIAN były...

"alejka Dukatów"

dotarliśmy na prom w drogę powrotną.....do Gdyni

tylko przekroczyliśmy próg promu....zaczęły się problemy, telefon Alfa zgubił zasięg.....Szara Polska rzeczywistość....





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz